poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Pocałunek za wiatą ;)

 Kolejna opowieść z serii "incredible" :-) Tym razem o indyjskim koledze.



Rozmawialiśmy od czasu do czasu na livemocha.com chyba ze 3 lata. Opowiadał mi o życiu w Indiach, rodzinie, swoich planach. Ze względu na rodzaj wykonywanej pracy przyjeżdżał co jakiż czas do Polski ale jakoś nigdy się wcześniej   się nie spotkaliśmy. Aż tu nagle, w marciu br. dostaję wiadomość: "będę w Warszawie, czy będziesz miała czas żeby się spotkać?"
Oczywiście! Przecież ja przyjacielskie zwierze jestem. I przypominam NAIWNE :)




Spotkaliśmy się w sobotę. Na przystanku czekał na mnie mężczyzna o wzroście siedzącego psa ;-)


Zimno jeszcze było bardzo. Przygotowałam plan zwiedzania Warszawy ale niestety nie udało się go zrealizować bo najpierw trzeba było ruszyć na zakupy w poszukiwaniu czapki i rękawiczek dla Gościa.
Przyjechał całkiem nieprzygotowany na naszą tegoroczną zimową wiosnę :)
O 12 w południe na Krakowskim Przedmieściu zapytał czy napiję się wódki, bo on chętnie tym bardziej, że wódka go rozgrzewa.  Wystarczyła mi kawa.


Siedzimy, gadamy... "nic się nie dzieje, nuda"... jakby powiedział klasyk. Oglądam prezent, korale prosto z Indii. Nawet ładne. 

Zadaję masę pytań bo jakoś rozmowa się nie klei i chcę zagłuszyć ciszę. Zmuszam mojego Gościa do przechadzki po Starówce, przez Barbakan, na Nowe Miasto, pod pomnik Powstańców. Przez cały czas  mój Gość próbuje złapać mnie za rękę, lub wsadzić swoje łapska do moich kieszeni. Koszmar. Bronie się jak mogę! Chcę już wracać do domu. A tu jeszcze zakupy. Złote Tarasy. Sklep obok sklepu. Gość szuka prezentu dla żony. Nic nie pasuje. Europejski styl nie podoba się mojemu Gościowi.

Na zakończenie dnia zapraszam Gościa na kolację. Niech zna moje dobre serce :-)

Restauracja Lans

Najpierw kręcił nosem bo nie była to kuchnia hinduska, a później ze smakiem wypił jeszcze 2 kieliszki wódki, czystej bez popijania! Kolejny pasjonat mocnych trunków, zwłaszcza na wakacjach. Odprowadzam Gościa na przystanek, bo pora wracać do hotelu.
Nagle, mój Gość ośmielony chyba ilością wypitego alkoholu, ciągnie mnie za wiatę przystanku autobusowego linii 175 i chce mnie całować!!!


 Pytam: "co ty robisz?" a on na to: "to takie przyjacielskie pożegnanie". Ja mu na to: "na przyjacielskie pożegnanie to wystarczy podanie reki". I słyszę argument, który mnie zwalił z nóg - dosłownie: "ale przecież ty nie masz męża!". Znaczy jak nie mam męża to mogę obcałowywać wszystkich facetów świata? Zostawiłam Gościa bez pożegnania. Dlaczego takie historie przytrafiają się tylko mi?


5 komentarzy:

  1. z kazdym postem otwieram szerzej oczy i coraz nizej opuszczam szczenke ....bardzo niespotykane zjawiska opisujesz :)nie wiem czy zazdroscic czy wspolczuc:) pozdrawiam goraco ...Linda:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lindo moja droga :-) takich historii mam ca masę :-) Nic na to nie poradzę, że przyciągam wariatów :-)

      Usuń
  2. Dobra historia, ale z Hindusami tak chyba bywa, kiedyś na dyskotece jeden taki zinterpretował mój uśmiech i wspólny na taniec jako przyzwolenie na nagłe, niespodziewane i obrzydliwe wsadzenie mi swojego języka w usta... fuj...

    OdpowiedzUsuń
  3. Aga, dlaczego ja o tym wcześniej nie słyszałam??
    No ale zacznijmy od początku, mały, nachalny, żonaty- ;););)
    Dla takiego to nawet przystanek w centrum miasta jest szansą na przygodę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bo ja takich historii mam całąmasęzatem nie wiem o czym juzopowiadałam a co jeszcze ukrywam :-) Poza tym to historia sprzed jakichś 4 tygodni a w tym czasie były ważniejsze kwestie do omówienia :-)

      Usuń