poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Zatem w droge...

Sobota 13 kwietnia 2013 roku, godz. 13:00

Pożegnaniom nie było końca. Trwało to cały tydzień. Wylałam trochę (a nawet morze całe) łez, bo bez tego podróż byłaby nieważna. Ciekawe co pomyślał pan w taksówce, którą jechałam na lotnisko jak tak chlipałam.
Na lotnisku żegnał mnie tłum ;-) była Dorotka i Ewelina. Zjawił się też niespodziewanie  Marcin i Alaa.
Odprawa poszła w miarę gładko. Nadbagażu nie było, no chyba że doświadczeń ;-) ale te zabrałam ze sobą z  pełną świadomością i zobowiązaniem dokładania nowych.
Przedarłam się przez kordon strażników (pani  była trochę zdziwiona, że w bagażu podręcznym nie mam żadnych ładowarek). Nic nie zapiszczało! Gate 22. Samolot już przypięty do rękawa. Widać jak pakowane są bagaże, tony paczek, catering dla pasażerów. Airbus 330. Chyba jeden z największych samolotów. Cały czas się zastanawiam jak te tony żelastwa wzbijają się w powietrze?


 Na samolot czekają tłumy. Jakaś pani w średnim wieku zaczyna  zabawiać mnie rozmową. Mam koleżankę! Wreszcie tłum rusza do bramki. Można wchodzić do samolotu. Jestem dobrze przygotowana do podróży: tablet z filmami, ipod z muzyką, 3 książki, zabrałam też Wysokie Obcasy, a co! Siedzę SAMA!!! Jak cudownie, żadnego sąsiada, dwa siedzenia tylko dla mnie.  Mam swoją I klasę. Aha, dla wtajemniczonych, "Jordan" nie leciał!!! Klapki zostały w podręcznym, hihihi. Na siedzeniach koce i poduszki. Każde miejsce ma swój telewizorek, stewardesy rozdają słuchawki. Później sprawdzę co  grają.


Przede mną 9,20 godzin lotu. W przestworzach przywitał nas portugalski kapitan i piękne słońce na błękitnym niebie. Wyglądam przez okno i widzę pierzaste chmurki.Pięknie! Czy tak wygląda Raj?

















Zmęczona po trwających do 3 nad ranem pożegnaniach próbuję zasnąć. Nawet mi się to udaje i dzięki temu mój lot skraca się o 2 godziny. Budzi mnie zapach gotowanego jedzonka. Lunch time :-)
Do wyboru kurczak z ryżem lub ryż z warzywami. Do tego pudełko warzyw, przyprawy, sos winegret. Całkiem nieźle. Do obiadu kieliszek białego wina (a miałam już nie pić). Jest też ciepła herbatka i inne trunki.


Pan siedzący przede mną nic nie pije. Pewnie też nie sika w samolocie jak ja :-) Za to panowie w rzędzie obok piją i owszem: żubrówka z sokiem jabłkowym, dżin z tonikiem, heineken i jeszcze krwawa merry. Mają zdrowie.
Podsłuchana rozmowa sąsiadów:
A: I jak jedzenie? Bułeczkę może, hihihihi? (to miał być dowcip nawiązujący do pytania stewardesy)
B: Takie sobie. No, bułeczkę też mi obiad! (ironia)
A: A tego próbowałeś?
B:Tak, chujowe było.
A: A co to?Może ketchup?
B: Nie ocet jakiś!
I zaczynają grzebać w pudełku w poszukiwaniu opakowania od sosu winegret, żeby sprawdzić co też takiego ch... podają w samolocie :-)

Sos winegret wyglądał tak :-) przepraszam za słaba jakość zdjęci

Teraz byle do kolacji. Ciekawe czy moi sąsiedzi dotrwają, bo raczą się właśnie kolejną szklaneczką whisky :-)

Przeszkadza mi trochę klimatyzacja. Jest dość chłodno i dostałam MEGA (jakby powiedziała Dominisia) kataru.

Nuda... Pospałam znowu troszkę, obejrzałam najnowszą część Epoki Lodowcowej na pokładowym TV, a teraz słucham sobie Bocelli'ego.


Kolacja była kiepska. Tylko bułeczka i prince polo. Sąsiedzi zakropili ją oczywiście piwkiem i jakąś wódeczką. Mętnym wzrokiem zaczynają rozglądać się na boki w poszukiwaniu dziewczyn. Włączyła  się odwaga. Poza tym mają zielone karty i może jakaś laska się na to złapie :-) Wiem, bo oznajmili to dość głośno podczas odbierania deklaracji celnych.
Deklaracje celne! Znaczy, że jesteśmy nad terytorium USA.


Wypełniłam. Lądujemy. Tak wygląda NY z okien samolotu. Lotnisko daleko od wysokiego Manhattanu.


Teraz jeszcze przeprawa z  celnikiem. Uśmiechaj się, uśmiechaj. Wyznaczają mi stanowisko nr 13!!! Rany trochę dużo tych 13 - tek dzisiaj. Paszport otwieram od razu na wizie. Jak nie będzie grzebał w poszukiwaniu innych pieczątek to wszystko będzie OK. Zdejmują mi odciski palców. Wszystkich!!! Robią zdjęcie. I teraz to czego obawiałam się najbardziej: seria pytań:
C: Na jak długo przyjechałaś?
Ja: Na 2 miesiące
C: Tak długo? A co tu będziesz robić?
Ja: Chcę zwiedzić ten piękny kraj (Sic)
C: A co będziesz zwiedzać?
Ja: tu zaczyna się wielkie  ściemnianie :-) ale najwidoczniej skuteczne bo celnik podpowiada mi co powinnam zobaczyć, zatem:
C: Sekwoje, Wielki Kanion,Wodospady, ogólnie przyrodę. Nowy York to nuda (zresztą tak jak myślałam). Miasto masz też u siebie, a wszystkie miasta takie same :-) A czy ciebie stać na tą podróż?
Ja: Oczywiście! Przecież czekałam na nią 2 lata :-) - ile to się człowiek  musi nakłamać!!! :-)
Dostaję stempel upoważniający mnie to pobytu przez 6 miesięcy. Jupi!!! Zaczynam swoja amerykańską przygodę :-)


10 komentarzy:

  1. Aga, ale czy ty to wszystko zobaczysz? w końcu masz tylko 2 miesiące?!?! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczę, zobaczę :) jak się okazuje 2 miesiące to kawał czasu :) Dam radę :) buziaki

      Usuń
  2. Dzieki za super relacje, poczulam sie prawie jakbym leciala z Toba :) ech... Jak bym chciala to zobaczyc na wlasne oczy :) no czekam na dalsze reportaze z niecierpliwoscia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejne reportaże już w przygotowaniu :) zatem zwiedzamy razem :) buziaki

      Usuń
  3. Dorota Taranowicz15 kwietnia 2013 14:26

    ale jak to ??? "Jordan" nie leciał z Tobą ??
    a my Ci już zaplanowaliśmy podróż z "panem w klapeczkach", echh......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety :( rozczarowana byłam bardzo, tym bardziej, że pasowalibyśmy do siebie: on czerwony dres a ja czerwone łapcie :) poza tym był całkiem w moim typie "zamszowaty" i myślałam, że już zacznę w samolocie odbudowywać moją "flotę" :)

      Usuń
    2. Prawda!!! wlosy byly niezle :)

      Usuń
  4. Hej Agus, relacja z podrozy rewela ...ciesze sie bardzo ze tak wszystko poszlo szybko i sprawnie:) czekam na wiecej publikacji....pozdrawiam goraco z zielonej wyspy
    Linda:)

    ps: a te sekwoje i Wielki Kanion to mus!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że znajdę na to wszystko czas :-) buziaki

      Usuń