środa, 26 czerwca 2013

By bus... from Jamesport (NY) to Passaic (NJ)

Walczyłam z tłumem i hałasem, przedzierałam się przez dżunglę wieżowców stojących po obu stronach 42 street aż w końcu udało mi się dotrzeć do  Port Authority. Myślałam, że pokonałam najtrudniejszy odcinek mojej podróży ale okazało się, że najgorsze jeszcze przede mną :-) Zacznę zatem od początku.
 
zdjęcie ze strony Tapety na pulpit
Postanowiłam, że w sobotę zrobię sobie wycieczkę autobusową. Dzień zapowiadał się pięknie. Plan podróży miałam już przygotowany, sprawdzone wszystkie niezbedne połączenia, mapa NY, a dokładniej okolice Time Square, w głowie :-)  i lekkie zdenerwowania bo przecież zawsze coś może pójść nie tak. Żeby zagłuszyć oznaki strachu sama siebie prozekonywałam:" jak to, ja sobie nie poradzę? Ja? Przecież nie takie wyprawy mam już za sobą! A podróżowanie z Krysią  po Egipcie? To było wyzwanie! Dam radę i teraz!:-)"

Rano, o godzinie 7:55 wsiadłam do klimatyzowanego autobusu firmy Hampton Jitney (bo tylko ten przewoźnik jedzie z Jamesport to NY)

 
I w warunkach pełnego komfortu (bo przecież fifirifi na pokładzie, do tego słodycze, kawa, herbata , full serwis) w ciągu półtorej godziny pokonałam całe Long Island...

 
i znalazłam się na rogu 42nd Street i 5th Avn, w samym centrum Nowego Yorku.
Słowa nie opiszą tłumu i hałasu w jaki weszłam. Do tego ulica falowała od gorąca. Budynki tak wysokie, że nie widać nieba. Poczułam się maleńka jak mrówka, którą w każdej chwili ktoś może stratować! Przytłaczające uczucie.
Lubię duże miasta. Kocham Warszawę. Zachwyca mnie Kair. Miło wspominam Budapeszt. Chętnie wrócę do przestronnego  Waszyngtonu.
Jednak New York jest jakiś klaustrofobiczny :-( Cały jednak czas liczę na to, że odkryję jego uroki :-)
 
 
Pokonałam zatem tych kilka ulic i dotarłam do dworca autobusowego aby kontynuować podróż. Poczułam się bezpiecznie, bo przecież już jestem na miejscu, nie zgubiłam się, wiem jakim autobusem chcę jechać. Wszystko wydawało się takie proste :-)

fot. Wally Goebetz, www.bernardgordillo.com
 
 Niestety już po kilku chwilach zorientowałam się, że nie będzie łatwo :-)
Dworzec ma chyba 4 piętra a właściwie 4 poziomy podziemi, jakieś 500 peronów z których odjeżdżają autobusy różnych przewoźników i ani jednej informacji centralnej co oznacza, że każdy przewoźnik ma swój punkt informacyjny w innej części dworca. Punkty te oznaczone są oczywiście symbolem "I" jednak nigdzie nie znajdziecie choćby tablicy z rozpiską w której części dworca znajduje sie punkt którego szukacie.
Ale jestem na dworcu i tego jeszcze nie wiem. Muszę się jednak dowiedzieć z którego peronu odjeżdża mój autobus. Podążam zatem za strzałkami z "I". Docieram do okienka, pytam o autobus i miejscowość, żeby nie było pomyłki pokazuję kartkę z nazwą.  Pani zapisuje mi na kartce cyfry 1-10 i bez słowa oddaje. Ja upewniam się czy to chodzi o wyjścia na perony i po uzyskaniu potwierdzenia biegnę we wskazanym kierunku.
Perony znalazłam szybko, szukam zatem mojego autobusu. Kręcę się i kręcę i nic. Wracam więc do informacji, a tu inna już pani mówi mi, że to inne linie zatem oni nic nie wiedzą i odsyła mnie do okienek kasowych 1-10 !!! znajdujących sie w innym końcu dworca.
Ta przynajmniej pokierowała mnie w dobrym kierunku. Odstałam swoje przy kasie, kupiłam bilet i pytam grzecznie o numer wyjścia. W odpowiedzi dostaję broszurkę, po rozłożeniu format A3, pełną cyferek. Nic z tego nie rozumiem. Jest sobota. Informacja tego przewoźnika nie działa, pan w okienku jest od biletów a nie odpowiadania na pytania.
Jestem bliska płaczu! Do autobusu zostało 10 minut a ja kręcę się po dworcu  większym niż lotnisko w Warszawie (lotnisko lepiej oznakowane) i jestem bezsilna. W podobnej sytuacji wielu innych podróżnych. Zaczepiają się na wzajem licząc, że ktoś pomoże.
W końcu udaje mi się dorwać jakiegoś pracownika dworca. Dowiaduję się od niego, że autobus 190 to stanowisko nr 222 ale on nie jest pewien :-D
Biegnę zatem do tego wyjścia. Oczywiście drugi koniec dworca. Na szczęście facet poinformowałnie prawie dobrze, pomylił sie o jeden numerek i 223 znalazłam tuż obok.
 
 
Rzutem na taśmę, dosłownie, udało mi się dopaść autobus. Dobiegłam w ostatniej chwili. I przebyłam kolejny odcinek mojej sobotniej wyprawy :-)
 
Jeśli będziecie podróżować autobusami z NY pamiętajcie jak nazywa się Wasz przewoźnik. Ułatwi to odszukanie odpowiedniej informacji :-D
Sprawdzajcie też na mapie nazwy przystanków, na których chcecie wysiąść, zwłaszcza jeśli macie je od mieszkających tu Polaków. Dlaczego? Przyczyna bardzo prosta: "ponglisz" :-).
Ja dowiedziałam się, że powinnam wysiąść  na Majnewi. A tu chodziło po prostu o Main Avn. Niby podobnie ale jednak jaka różnica :-)
 
Pozdrawiam
 
 
 

10 komentarzy:

  1. Wow... no to miałaś dziewczyno przygodę!! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taką malutką ale teraz przynajmniej mogę doradzić jak sobie poradzić na Port Authority :-D
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Tak , wygląda na to że łatwiej było dojechac do Assuanu i zapaniowac nad moja panika na dworcu w Luxorze:) oraz wytrzymywac krokodyle łzy na pustyni :))) niż pojechac do NY:)Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie łatwiej było zapanować nad paniką niż nad swoją bezsilnością :-) ale teraz już będzie bez kłopotów :-) chcę na Wielką Tamę buziaki :-D

      Usuń
  3. Ja z tobą to nawet do NY mogęjechać:)
    KC

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam :-) ale by się działo!!! Zbieraj ekipę :-) i nakręcimy swój wsny program "Ekipa z NY" buziaki

      Usuń
  4. wytrwala ..odwazna i nieustraszona Agnieszka na bodboj wielkiego jablka!!
    zazdroszcze opanowania!!

    Linda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż taka opanowana to nie byłam :-)już na prawdę miałam ochotę usiąść na środku i płakać ale teraz to piece of cake :-D

      Usuń
    2. domyslam sie ze zdenerwowanie siegnelo zenitu!! ale co jest pocieszajace, to ten obecny 'piece of cake':) oh jak ja lubie to stwierdzenie!! tak trzymaj !!
      buziole
      Linda

      Usuń
    3. Teraz już mam nowy piece of cake :-)

      Usuń