piątek, 28 czerwca 2013

Stepy...jamesporckie :-)

Dzisiaj krótko, nostalgicznie bo tak mi się mój ocean skojarzył :-)
Czujecie tę tęsknotę? Romantyczną?




Stepy Akermańskie
 
Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu,
 
Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi,
 
Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi,
Omijam koralowe ostrowy burzanu.
 
Już mrok zapada, nigdzie drogi ni kurhanu;
 
Patrzę w niebo, gwiazd szukam, przewodniczek łodzi;
 
Tam z dala błyszczy obłok - tam jutrzenka wschodzi;
 
To błyszczy Dniestr, to weszła lampa Akermanu.
 
Stójmy! - jak cicho! - słyszę ciągnące żurawie,
 
Których by nie dościgły źrenice sokoła;
 
Słyszę, kędy się motyl kołysa na trawie,
 
Kędy wąż śliską piersią dotyka się zioła.
 
W takiej ciszy - tak ucho natężam ciekawie,
 
Że słyszałbym głos z Litwy. - Jedźmy, nikt nie woła.



 

środa, 26 czerwca 2013

By bus... from Jamesport (NY) to Passaic (NJ)

Walczyłam z tłumem i hałasem, przedzierałam się przez dżunglę wieżowców stojących po obu stronach 42 street aż w końcu udało mi się dotrzeć do  Port Authority. Myślałam, że pokonałam najtrudniejszy odcinek mojej podróży ale okazało się, że najgorsze jeszcze przede mną :-) Zacznę zatem od początku.
 
zdjęcie ze strony Tapety na pulpit
Postanowiłam, że w sobotę zrobię sobie wycieczkę autobusową. Dzień zapowiadał się pięknie. Plan podróży miałam już przygotowany, sprawdzone wszystkie niezbedne połączenia, mapa NY, a dokładniej okolice Time Square, w głowie :-)  i lekkie zdenerwowania bo przecież zawsze coś może pójść nie tak. Żeby zagłuszyć oznaki strachu sama siebie prozekonywałam:" jak to, ja sobie nie poradzę? Ja? Przecież nie takie wyprawy mam już za sobą! A podróżowanie z Krysią  po Egipcie? To było wyzwanie! Dam radę i teraz!:-)"

Rano, o godzinie 7:55 wsiadłam do klimatyzowanego autobusu firmy Hampton Jitney (bo tylko ten przewoźnik jedzie z Jamesport to NY)

 
I w warunkach pełnego komfortu (bo przecież fifirifi na pokładzie, do tego słodycze, kawa, herbata , full serwis) w ciągu półtorej godziny pokonałam całe Long Island...

 
i znalazłam się na rogu 42nd Street i 5th Avn, w samym centrum Nowego Yorku.
Słowa nie opiszą tłumu i hałasu w jaki weszłam. Do tego ulica falowała od gorąca. Budynki tak wysokie, że nie widać nieba. Poczułam się maleńka jak mrówka, którą w każdej chwili ktoś może stratować! Przytłaczające uczucie.
Lubię duże miasta. Kocham Warszawę. Zachwyca mnie Kair. Miło wspominam Budapeszt. Chętnie wrócę do przestronnego  Waszyngtonu.
Jednak New York jest jakiś klaustrofobiczny :-( Cały jednak czas liczę na to, że odkryję jego uroki :-)
 
 
Pokonałam zatem tych kilka ulic i dotarłam do dworca autobusowego aby kontynuować podróż. Poczułam się bezpiecznie, bo przecież już jestem na miejscu, nie zgubiłam się, wiem jakim autobusem chcę jechać. Wszystko wydawało się takie proste :-)

fot. Wally Goebetz, www.bernardgordillo.com
 
 Niestety już po kilku chwilach zorientowałam się, że nie będzie łatwo :-)
Dworzec ma chyba 4 piętra a właściwie 4 poziomy podziemi, jakieś 500 peronów z których odjeżdżają autobusy różnych przewoźników i ani jednej informacji centralnej co oznacza, że każdy przewoźnik ma swój punkt informacyjny w innej części dworca. Punkty te oznaczone są oczywiście symbolem "I" jednak nigdzie nie znajdziecie choćby tablicy z rozpiską w której części dworca znajduje sie punkt którego szukacie.
Ale jestem na dworcu i tego jeszcze nie wiem. Muszę się jednak dowiedzieć z którego peronu odjeżdża mój autobus. Podążam zatem za strzałkami z "I". Docieram do okienka, pytam o autobus i miejscowość, żeby nie było pomyłki pokazuję kartkę z nazwą.  Pani zapisuje mi na kartce cyfry 1-10 i bez słowa oddaje. Ja upewniam się czy to chodzi o wyjścia na perony i po uzyskaniu potwierdzenia biegnę we wskazanym kierunku.
Perony znalazłam szybko, szukam zatem mojego autobusu. Kręcę się i kręcę i nic. Wracam więc do informacji, a tu inna już pani mówi mi, że to inne linie zatem oni nic nie wiedzą i odsyła mnie do okienek kasowych 1-10 !!! znajdujących sie w innym końcu dworca.
Ta przynajmniej pokierowała mnie w dobrym kierunku. Odstałam swoje przy kasie, kupiłam bilet i pytam grzecznie o numer wyjścia. W odpowiedzi dostaję broszurkę, po rozłożeniu format A3, pełną cyferek. Nic z tego nie rozumiem. Jest sobota. Informacja tego przewoźnika nie działa, pan w okienku jest od biletów a nie odpowiadania na pytania.
Jestem bliska płaczu! Do autobusu zostało 10 minut a ja kręcę się po dworcu  większym niż lotnisko w Warszawie (lotnisko lepiej oznakowane) i jestem bezsilna. W podobnej sytuacji wielu innych podróżnych. Zaczepiają się na wzajem licząc, że ktoś pomoże.
W końcu udaje mi się dorwać jakiegoś pracownika dworca. Dowiaduję się od niego, że autobus 190 to stanowisko nr 222 ale on nie jest pewien :-D
Biegnę zatem do tego wyjścia. Oczywiście drugi koniec dworca. Na szczęście facet poinformowałnie prawie dobrze, pomylił sie o jeden numerek i 223 znalazłam tuż obok.
 
 
Rzutem na taśmę, dosłownie, udało mi się dopaść autobus. Dobiegłam w ostatniej chwili. I przebyłam kolejny odcinek mojej sobotniej wyprawy :-)
 
Jeśli będziecie podróżować autobusami z NY pamiętajcie jak nazywa się Wasz przewoźnik. Ułatwi to odszukanie odpowiedniej informacji :-D
Sprawdzajcie też na mapie nazwy przystanków, na których chcecie wysiąść, zwłaszcza jeśli macie je od mieszkających tu Polaków. Dlaczego? Przyczyna bardzo prosta: "ponglisz" :-).
Ja dowiedziałam się, że powinnam wysiąść  na Majnewi. A tu chodziło po prostu o Main Avn. Niby podobnie ale jednak jaka różnica :-)
 
Pozdrawiam
 
 
 

czwartek, 13 czerwca 2013

Rozśmieszyło mnie...

Kochani,

dzisiaj krótko ale mam nadzieję zabawnie.
U mnie za oknem deszcz zatem o spacerach mogę zapomnieć. Przeglądam więc kabały w TV. Mam oczywiście już swoje ulubione gdzie cały czas powtarzają wszystkie sezony Criminal Minde :-D Ale nie o tym będzie.
Pomiędzy serialami oczywiście reklamy. Pobiżej linki do tych które mnie ostatnio najbardziej rozbawiły :-) może Wam też przypadną do gustu :-)
 
 
 
I Pepsi może nie najzabawniejsza ale za to w jakiej obsadzie
 
 
A na zakończenie coś na słodko :-D
 
 
 
Miłego dnia :-D
 
 
 
 
 
 

czwartek, 6 czerwca 2013

Costa Rica czyli z cyklu "ja to mam szczęście" ;-)

 
Znalazłam w sieci takie motto i pomyślałam, że pasuje do historii którą chcę opowiedzieć :-)
Bo przecież siedziałam sobie cichutko, nic nikomu nie mówiąc o swoim istnieniu i nawet za bardzo na takie "szczęście" nie liczyłam. Najwidoczniej jednak należę do tych wybranych.

 
Poniedziałek. 7.30 rano. Dzwoni telefon. Widzę amerykański lecz nieznany mi numer. Myślę sobie: " fajnie pewnie Jarek się odzywa :-)"  Jarka poznałam w sobotę. Przetańczyliśmy całą noc a klubie Wisła. Odbieram. "Halo, halo" - wołam ale nikt się nie odzywa. "Trudno - myślę sobie - pewnie znowu nie ma zasięgu. Zadzwoni jeszcze raz".
I nie pomyliłam się. Tego samego dnia około 18 widzę, że telefon dzwoni i  wyświetla mi się ten sam numer.
Odbieram i co słyszę? Mężczyznę, a jakże, ale to nie Jarek!!!
"-Hi, como estas?" pyta głos z telefonu. Jako, że 5 słów po hiszpańsku znam a pytanie mnie zaskoczyło grzecznie odpowiadam "muy bien". A tu pada kolejne pytanie: "hablas espanol?" - "un poco" odpowiadam i zaraz po angielsku pytam: do kogo pan dzwoni, z kim chce rozmawiać, skąd ma mój numer? Dowiaduję się tylko, że mój rozmówca "no hablo inglese" i rozmowa się kończy.
Ale to nie koniec przygody, bo tego samego wieczoru zostałam zasypana smsami i już wiem, że "moje szczęście" ma na imię  Junnior i jest z Costa Rica, instaluje klimatyzacje i mówi do mnie "linda", hahaha.
Od tygodnia szlifuję swój hiszpański. Okazuje się, że pamiętam więcej niż myślałam.

 
Jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości czy takie historie się zdarzają, to jestem najlepszym przykładem, że tak :-D
Takie już moje szczęście do przyciągania różnych wariatów nawet jak cichutko siedzę i nie wychodzę z domu :-)
A swoją drogą chętnie bym pojechała na Costa Rica żeby podziwiać takie widoki :-)
 
 
Pozdrawiam :-D
 
 

sobota, 1 czerwca 2013

Podoba mi się...


Dawno nie pisałam i to nie dlatego, że nie mam o czym ale wierzcie mi stukanie w klawiaturę telefonu Nokia Lumia 800 nie należy do najprzyjemniejszych. Szczerze mówiąc nie lubię tego w ogóle ale dopóki nie nabędę jakiegoś laptopa to urządzenie musi wystarczyć.
I tyle z marudzenia na dzisiaj :-D ponieważ postanowiłam napisać Wam także o tym, co mi się tu podoba!!! Bo i takie rzeczy zauważam :-D
 
1. Ludzie w każdym wieku realizują swoje pasje! I nikogo nie dziwi staruszka na motorze czy w sukience mini na dyskotece. I to jest cudne!
 
Grupa harleyowców mnie zauroczyła, zwłaszcza pani jadąca na 3-kołowym motorze. Wszyscy byli grubo po 50-tce :-)
 
2. Ludzie uśmiechają się do siebie na ulicy :-D, mówią: "Hi, how are you?" I jeśli nawet odpowiedź nikogo nie interesuje, to i tak miło.
Poza tym nie mają oporów żeby powiedzieć całkiem obcej osobie, że jest np. fajnie ubrana. Wiem, bo moja sukienka w fioletowe kwiatki została kilkakrotnie skomplementowana na ulicy i w supermarkecie :-) 
 
 
3. Kierowcy są dla siebie uprzejmi. A rowerzysta jest równorzędnym uczestnikiem ruchu. Nie ma specjalnie wyznaczonych ścieżek rowerowych za to ulice są odpowiednio oznakowane. Rowerzyści nie blokują dróg bo kierowcy na nich nie trąbią.  

Niewielki kawałek mojego ogrodu :-)
 
4. Porządek na ulicach i wokoło domów. Wszyscy dbają o trawniki. W Jamesport (czyli tu gdzie obecnie przebywam) w każdy czwartek przyjeżdża  pan z kosiarką i ścina trawę w całej okolicy. Mnie kosztuje to 60 $ tygodniowo Ale za to jakie mam piękne trawniczki :-D
Śmieciarki jeżdżą dwa razy w tygodniu. Jest ich kilka mimo iż miejscowość niewielka. Każda ma wyznaczoną ulicę, a kosze opróżniane są prawie w biegu :-D Dodatkowo w środy zabierane są śmieci do tzw. recyklingu.
 
5. Jawność w życiu publicznym. Czym to się objawia?
A. Specjalny kanał w TV Goverment Access stworzony przez władze lokalne i stanowe (regulujd to ustawa). Pokazywane są w nim obrady władz lokalnych, dyskusje z mieszkańcami, postulaty, wnioski z zakresu życia publicznego, edukacji i zdrowia na szczeblu lokalnym. Każdy z mieszkańców może wziąć w takiej dyskusji udział, zadać swoje pyrania i wszystko pokazywame jest w TV.
B. Oskarżeni, nawet jeśli jeszcze nie mieli procesu, pokazywani są w TV. Nie ukrywa się ich twarzy ani nazwisk. Zwłaszcza w głośnych sprawach jak np. uwolnienie 3 dziewczyn po 10 latach niewoli. W TV pokazywane było także spotkanie w sądzie w sprawie ustalenia kaucji. Sędzia nie miał żadnych oporów przyznając 2 mln dolarów kaucji za każdy z postawionych zarzutów.
Szkoda, że u nas chroni się bardziej zbrodniarzy niż ich ofiary (patrz sprawa Madzi).

 
6. Hobby Mega Stors wielkie markety z materiałami hobbistycznymi i nie mam tu na myśli zbierania znaczków czy monet ale "zwykłe" robienie na drutach, szydełku, szycie na maszynie, decoupage i inne rękodzieło. Można na prawdę oszaleć od ilości wzorów, kolorów, struktur. A przede wszystkim trzeba wygospodarować sobie dużo czasu żeby wszystko dokładne obejrzeć.
 
7. Bez problemu mogę kupić na siebie ubrania :-D  i to nawet od najlepszych projektantów. Nie m znaczenia czy jestem na 5th Avenue czy w zwykłym supermarkecie. Rozmiar musi być na każdego!!!
W związku z powyższym zakupiłam sobie odpowiednie stroje na sobotnie szaleństwa w klubie Wisła :-D
 


8. Numer konta ma TYLKO 7 cyfr!!! A oto szczęśliwa posiadaczka konta w amerykańskim banku :-D

 
Jeśli znajdę jeszcze jakieś rzeczy które mi się spodobają to je dopisze do listy :-D
Pozdrawiam