środa, 24 kwietnia 2013

Gorączka sobotniej nocy

Flamenco in white dress - Sylvia Zalmanson

 I nadeszła pierwsza dla mnie sobota na "obcej" ziemi. W domu zapene siedziałabym przed telewizorem z jakąś robótką w ręku :-)  Ale tutaj mam kochaną cioteczkę, która nie chce żebym się nudziła.  Zatem wybieramy się na tańce!!!
Szał przygotowań, poszukiwanie najlepszego stroju, makijaż, paznokcie, perfumy.  Nie ma fuszerki.  Przecież nigdy nie wiadomo gdzie się znajdzie miłość swojego życia :-) 

Polish - American Culture Center Monroe str.

Polish - American Culture Center. Start godz. 9 p.m.  Sala już przygotowana, czeka na gości.  Stolki i krzesła przystrojone na biało.  Na stolikach karteczki z rezerwacjami.   Na scenie zespół. Muzyka na żywo!!!  Mój pierwszy, prawdziwy danncing w życiu :-)
Nasze towarzyszki tańców już są. Cudowne, piękne kobiety  50+ !!!  Przyglądam się z zachwytem: tu pani w różowej mini, tam pani w szafirowej sukience pięknie drapowanej na jednym ramieniu (drugie odsłonięte) i jeszcze jedna w kloszowanej spódnicy  w groszki w stylu lat 60-tych. Wszystkie w wysokich szpilkach lub butach na koturnach. Ja nie umiałabym w takich nawet stanąć, a co dopiero tańczyć!!!
Siedzę zauroczona.

Na scenie zespół: 2 dziewczyny, 2 chłopaków. Niestety nazwy nie pamiętam, a szkoda  :-(   Wiem, że była słodka :-)
Szlagiery tylko po polsku i bardzo fajnie zaśpiewane. Takiej ilości starych przebojów, często już u nas zapomnianych, nie słyszałam dawno.
Były zatem "Kawiarenki", "Gdybym miał gitarę", "Cyganeczka Zosia", "Hej sokoły", "Biały miś", "Jesteś szalona", "Daj mi tę noc".
Tańczymy jak szalone :-) Parkiet świetnie się do tego nadaje. Panowie proszą panie. Tancerze ze starej szkoły zatem ruszają się bardzo fajnie. Grzesiu szkoda, że Cię tu nie było, ale byśmy poszaleli zwłaszcza, że zagrali "naszą"  Kalifornię :-)

Przy piosence "Sen o Warszawie" trochę się rozkleiłam i w myślach zrobiłam sobie spacer po Starówce, Łazienkach, Tarchominie. Powędrowałam także Marszałkowską do Hożej, Lansu i Toro :-) Oczywiście z Wami :-)

Zespół wita nowego Polaka, który właśnie przyjechał ze Szczecina do swojej córki. Owacje.  Specjalna dedykacja  "Jedno jest niebo dla wszystkich". Kółeczko. Pan ze Szczecina ze swją córką tańczą w środku. Biesiada.

O godz. 2 nad ranem zespół zapowiada koniec imprezy. Ludzie opuszczają parkiet nie dlatego, że już nie mają siły na tańce ale dlatego, że zgodnie z obowiązującym tu prawem takie imprezy mogą się odbywać tylko do 2. Za naruszenie tej godziny grożą właścicielom klubów, dyskotek, domów weselnych duże kary. Policja pilnuje tego skrupulatnie.
Wracamy do domu. Wytańczone, wyśmiane, wykończone :-)  ale zadowolne!!!  Za tydzień kolejna impreza :-)

Udało mi się znaleźć na Youtube kilka materiałów z 2008 roku z danncingu w Polish - American Culture Center.  Poczujcie ten klimat :-)
Mój stary dom
Ja nie wyglądam na James'a Bonda
  
Jak Wam się podoba? :-)


piątek, 19 kwietnia 2013

Temperatura i wilgotność

Dzisiaj słów kilka na temat pogody :-) Wiosna w pełni, mogę nawet śmiało powiedzieć że lato. Gorąco już bardzo. Żaden sweter nie jest potrzebny. Niestety dość trudno oddychać, a to wszystko  za sprawą humit'u czyli dużej wilgotności powietrza.


Czy wiecie co to znaczy "humidity" na poziomie 60 %? Powietrze jest gęste,  człowiek cały czas mokry. Mam ochotę schować się do lodówki. Dzisiaj nie ma słońca i chmury wyglądają tak, jakby miało zacząć padać. Do tego temperatura 72 stopnie na szczęście Fahrenheita (jakieś 22 stopnie Celsiusza) bo w innym przypadku mózg by się zagotował :-)  A to dopiero łagodny przedsmak pięknego lata :-)
Ciekawe jak to będzie gdy temperatura osiągnie pułap 90 stopni F a wilgotnść100 %?
Chyba będę musiała zainstalować jakiś wiatrak do kapelusza, a do butów włożyć lód :-) Dzięki temu łatwiej przetrwam :-) 

Pogoda na najbliższy tydzień:-)

A jak u Was przygotowania do lata? Pozdrawiam





środa, 17 kwietnia 2013

American style :-)

Be cool!  Big kiss! Big smile! Don't worry! It's American style
zdjęcie z serwisu http://www.libermart.com

Z pewnością trochę więcej o amerykańskim stylu będzie później, jak już się bardziej zadomowię. Na razie tylko mała próbka tego, bez czego żaden Amerykanin obejść się nie może, a mianowicie dres.
Wprawdzie obiecałam Dorocie i Marcinowi, że dresu nigdy nie założę, że nie będę w nim chodzić. Ale przecież nie mogę tak bardzo wyróżniać się z tłumu!!!


Sports wear and sports shoes are needed :-) So I have my own one :-)

Ratunku!!! Napięcie!!!

Jestem tu już 4 dzień. W końcu moje zabawki elektroniczne przestały działać. I nagle pojawił się wielki problem: moje wtyczki nie pasują do tutejszych gniazdek!!!

Moja wtyczka
Gniazdko w USA




















Moje końcówki są okrągłe a tu wejścia do kontaktów płaskie :-(
I co teraz? Dlaczego nawet ładowanie telefonu czy tableta musi być pod górkę? Dobrze, że te urządzenia są przystosowane do różnego napięcia, bo przecież prąd czyli profesjonalnie napięcie wejściowe tu też inny niż w Polsce. Standard amerykański to 110 V i 60 Hz jeśli chodzi o parametry napięcia zasilającego. Typ wtyczek poniżej











Więcej o zasilaniu w różnych krajach możecie przeczytać na stronie www.tripolo.pl Informacje bardzo przydatne dla podróżujących :-)

Znalazłam w końcu rozwiązanie. Na szczęście teraz większość urządzeń ma wejścia USB. Od kuzynki pożyczyłam odpowiednią wtyczkę i zaczęłam ładować tableta. I tu kolejna niemiła niespodzianka: tablet Samsung ładował się 2 doby!!! Ludzie rozumiecie to 2 DOBY!!! Czy te urządzenia są inaczej produkowane jeśli są wysyłane do USA??? A może ja robię coś nie tak? Pomocy!!!
Zwariować można z tym wszystkim. Prawdą jest, że człowiek uczy się całe życie :-)


Tu jestem

Wreszcie mogę Wam pokazać gdzie spędzę najbliższe 2 tygodnie. Jestem w Pompton w stanie New Jersey.





Pięknie tu! Wiosna na całego. Kwitną magnolie, trawa się zieleni.


Cisza spokój. Ulice puste. Przed domami różne, często zadziwiające dekoracje. Na domach powiewają amerykańskie flagi. Nikt nie pędzi. Ludzie się nie spieszą. Sielsko.
Na każdym podjeździe samochody, czasem po dwa. Przed domami kosze do koszykówki. Nikogo nie dziwi, że dzieciaki grają na ulicach w piłkę.  Samochody omijają pieszych szerokim łukiem, nikt nie trąbi, nikt nie krzyczy.

Niestety jakość  zdjęć trochę słaba ale robione tylko zwykłym telefonem. Przepraszam :-)














Znalazłam też Polskie elementy!!! Na jednym z domów powiewała polska flaga :-) Fajnie, że przynajmniej za granicami nie wstydzimy się swoich barw.


Wszystko nowe, wszystko inne. Jejku jak ja sobie tu poradzę?????????????

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Pocałunek za wiatą ;)

 Kolejna opowieść z serii "incredible" :-) Tym razem o indyjskim koledze.



Rozmawialiśmy od czasu do czasu na livemocha.com chyba ze 3 lata. Opowiadał mi o życiu w Indiach, rodzinie, swoich planach. Ze względu na rodzaj wykonywanej pracy przyjeżdżał co jakiż czas do Polski ale jakoś nigdy się wcześniej   się nie spotkaliśmy. Aż tu nagle, w marciu br. dostaję wiadomość: "będę w Warszawie, czy będziesz miała czas żeby się spotkać?"
Oczywiście! Przecież ja przyjacielskie zwierze jestem. I przypominam NAIWNE :)




Spotkaliśmy się w sobotę. Na przystanku czekał na mnie mężczyzna o wzroście siedzącego psa ;-)


Zimno jeszcze było bardzo. Przygotowałam plan zwiedzania Warszawy ale niestety nie udało się go zrealizować bo najpierw trzeba było ruszyć na zakupy w poszukiwaniu czapki i rękawiczek dla Gościa.
Przyjechał całkiem nieprzygotowany na naszą tegoroczną zimową wiosnę :)
O 12 w południe na Krakowskim Przedmieściu zapytał czy napiję się wódki, bo on chętnie tym bardziej, że wódka go rozgrzewa.  Wystarczyła mi kawa.


Siedzimy, gadamy... "nic się nie dzieje, nuda"... jakby powiedział klasyk. Oglądam prezent, korale prosto z Indii. Nawet ładne. 

Zadaję masę pytań bo jakoś rozmowa się nie klei i chcę zagłuszyć ciszę. Zmuszam mojego Gościa do przechadzki po Starówce, przez Barbakan, na Nowe Miasto, pod pomnik Powstańców. Przez cały czas  mój Gość próbuje złapać mnie za rękę, lub wsadzić swoje łapska do moich kieszeni. Koszmar. Bronie się jak mogę! Chcę już wracać do domu. A tu jeszcze zakupy. Złote Tarasy. Sklep obok sklepu. Gość szuka prezentu dla żony. Nic nie pasuje. Europejski styl nie podoba się mojemu Gościowi.

Na zakończenie dnia zapraszam Gościa na kolację. Niech zna moje dobre serce :-)

Restauracja Lans

Najpierw kręcił nosem bo nie była to kuchnia hinduska, a później ze smakiem wypił jeszcze 2 kieliszki wódki, czystej bez popijania! Kolejny pasjonat mocnych trunków, zwłaszcza na wakacjach. Odprowadzam Gościa na przystanek, bo pora wracać do hotelu.
Nagle, mój Gość ośmielony chyba ilością wypitego alkoholu, ciągnie mnie za wiatę przystanku autobusowego linii 175 i chce mnie całować!!!


 Pytam: "co ty robisz?" a on na to: "to takie przyjacielskie pożegnanie". Ja mu na to: "na przyjacielskie pożegnanie to wystarczy podanie reki". I słyszę argument, który mnie zwalił z nóg - dosłownie: "ale przecież ty nie masz męża!". Znaczy jak nie mam męża to mogę obcałowywać wszystkich facetów świata? Zostawiłam Gościa bez pożegnania. Dlaczego takie historie przytrafiają się tylko mi?


Zatem w droge...

Sobota 13 kwietnia 2013 roku, godz. 13:00

Pożegnaniom nie było końca. Trwało to cały tydzień. Wylałam trochę (a nawet morze całe) łez, bo bez tego podróż byłaby nieważna. Ciekawe co pomyślał pan w taksówce, którą jechałam na lotnisko jak tak chlipałam.
Na lotnisku żegnał mnie tłum ;-) była Dorotka i Ewelina. Zjawił się też niespodziewanie  Marcin i Alaa.
Odprawa poszła w miarę gładko. Nadbagażu nie było, no chyba że doświadczeń ;-) ale te zabrałam ze sobą z  pełną świadomością i zobowiązaniem dokładania nowych.
Przedarłam się przez kordon strażników (pani  była trochę zdziwiona, że w bagażu podręcznym nie mam żadnych ładowarek). Nic nie zapiszczało! Gate 22. Samolot już przypięty do rękawa. Widać jak pakowane są bagaże, tony paczek, catering dla pasażerów. Airbus 330. Chyba jeden z największych samolotów. Cały czas się zastanawiam jak te tony żelastwa wzbijają się w powietrze?


 Na samolot czekają tłumy. Jakaś pani w średnim wieku zaczyna  zabawiać mnie rozmową. Mam koleżankę! Wreszcie tłum rusza do bramki. Można wchodzić do samolotu. Jestem dobrze przygotowana do podróży: tablet z filmami, ipod z muzyką, 3 książki, zabrałam też Wysokie Obcasy, a co! Siedzę SAMA!!! Jak cudownie, żadnego sąsiada, dwa siedzenia tylko dla mnie.  Mam swoją I klasę. Aha, dla wtajemniczonych, "Jordan" nie leciał!!! Klapki zostały w podręcznym, hihihi. Na siedzeniach koce i poduszki. Każde miejsce ma swój telewizorek, stewardesy rozdają słuchawki. Później sprawdzę co  grają.


Przede mną 9,20 godzin lotu. W przestworzach przywitał nas portugalski kapitan i piękne słońce na błękitnym niebie. Wyglądam przez okno i widzę pierzaste chmurki.Pięknie! Czy tak wygląda Raj?

















Zmęczona po trwających do 3 nad ranem pożegnaniach próbuję zasnąć. Nawet mi się to udaje i dzięki temu mój lot skraca się o 2 godziny. Budzi mnie zapach gotowanego jedzonka. Lunch time :-)
Do wyboru kurczak z ryżem lub ryż z warzywami. Do tego pudełko warzyw, przyprawy, sos winegret. Całkiem nieźle. Do obiadu kieliszek białego wina (a miałam już nie pić). Jest też ciepła herbatka i inne trunki.


Pan siedzący przede mną nic nie pije. Pewnie też nie sika w samolocie jak ja :-) Za to panowie w rzędzie obok piją i owszem: żubrówka z sokiem jabłkowym, dżin z tonikiem, heineken i jeszcze krwawa merry. Mają zdrowie.
Podsłuchana rozmowa sąsiadów:
A: I jak jedzenie? Bułeczkę może, hihihihi? (to miał być dowcip nawiązujący do pytania stewardesy)
B: Takie sobie. No, bułeczkę też mi obiad! (ironia)
A: A tego próbowałeś?
B:Tak, chujowe było.
A: A co to?Może ketchup?
B: Nie ocet jakiś!
I zaczynają grzebać w pudełku w poszukiwaniu opakowania od sosu winegret, żeby sprawdzić co też takiego ch... podają w samolocie :-)

Sos winegret wyglądał tak :-) przepraszam za słaba jakość zdjęci

Teraz byle do kolacji. Ciekawe czy moi sąsiedzi dotrwają, bo raczą się właśnie kolejną szklaneczką whisky :-)

Przeszkadza mi trochę klimatyzacja. Jest dość chłodno i dostałam MEGA (jakby powiedziała Dominisia) kataru.

Nuda... Pospałam znowu troszkę, obejrzałam najnowszą część Epoki Lodowcowej na pokładowym TV, a teraz słucham sobie Bocelli'ego.


Kolacja była kiepska. Tylko bułeczka i prince polo. Sąsiedzi zakropili ją oczywiście piwkiem i jakąś wódeczką. Mętnym wzrokiem zaczynają rozglądać się na boki w poszukiwaniu dziewczyn. Włączyła  się odwaga. Poza tym mają zielone karty i może jakaś laska się na to złapie :-) Wiem, bo oznajmili to dość głośno podczas odbierania deklaracji celnych.
Deklaracje celne! Znaczy, że jesteśmy nad terytorium USA.


Wypełniłam. Lądujemy. Tak wygląda NY z okien samolotu. Lotnisko daleko od wysokiego Manhattanu.


Teraz jeszcze przeprawa z  celnikiem. Uśmiechaj się, uśmiechaj. Wyznaczają mi stanowisko nr 13!!! Rany trochę dużo tych 13 - tek dzisiaj. Paszport otwieram od razu na wizie. Jak nie będzie grzebał w poszukiwaniu innych pieczątek to wszystko będzie OK. Zdejmują mi odciski palców. Wszystkich!!! Robią zdjęcie. I teraz to czego obawiałam się najbardziej: seria pytań:
C: Na jak długo przyjechałaś?
Ja: Na 2 miesiące
C: Tak długo? A co tu będziesz robić?
Ja: Chcę zwiedzić ten piękny kraj (Sic)
C: A co będziesz zwiedzać?
Ja: tu zaczyna się wielkie  ściemnianie :-) ale najwidoczniej skuteczne bo celnik podpowiada mi co powinnam zobaczyć, zatem:
C: Sekwoje, Wielki Kanion,Wodospady, ogólnie przyrodę. Nowy York to nuda (zresztą tak jak myślałam). Miasto masz też u siebie, a wszystkie miasta takie same :-) A czy ciebie stać na tą podróż?
Ja: Oczywiście! Przecież czekałam na nią 2 lata :-) - ile to się człowiek  musi nakłamać!!! :-)
Dostaję stempel upoważniający mnie to pobytu przez 6 miesięcy. Jupi!!! Zaczynam swoja amerykańską przygodę :-)


piątek, 12 kwietnia 2013

Grzyb Atomowy


I wcale nie będzie to historia o wielkim wybuchu lub przygotowywanych właśnie w Korei zbrojeniach. Taki oto przydomek otrzymał jeden z moich egzotycznych "narzeczonych". Postać ciekawa, o  bogatym wnętrzu ;) zwłaszcza erotycznym :).

Jak każdy z moich  "narzeczonych", także Grzyb poznany był w sieci. Do spotkania z nim zachęciła mnie właściwie tylko jedna rzecz: studia nad starożytnym Egiptem. Pomyślałam: "super! na pewno wiele się od niego dowiem" i... poszliśmy na kawę.

Było nawet miło. Opowiadał o Egipcie, o Ramzesie II i jego wielu twarzach, bo z tego właśnie robi doktorat.  A swoją drogą czy wiedzieliście, że posągi Ramzesa II były pokazywane z różnymi twarzami, a te twarze wyrażały różne uczucia? Słuchałam z zapartym tchem. Zobaczyłam też kilka nieznanych mi dotychczas zdjęć Ramzesa. Jednym słowem wpadłam w pułapkę starożytności :)

Znane twarze Ramzesa II :)






O ja naiwna!!! Po dwóch spotkaniach okazało się, że wcale nie zależy mu na opowiadaniu o starożytności, ale na zabawach bardziej nowożytnych.
Grzyb Atomowy się zakochał!!! Zakochał się tak bardzo, że chciałby żebym została  (I TU UWAGA!!!) jego drugą  żoną!!! "Imaginujecie sobie?"
Osłupiałam. Taką propozycje otrzymałam po raz pierwszy. Wprawdzie człowiek czasami myślał o tym żeby wyjść za mąż, ale jednak nigdy o tym, żeby być  druga żoną :) Namawianie mnie na poważny związek trwało ponad rok. Wytrwały! Bardzo! Nie znam żadnego Polaka tak wytrwałego.
Aż tu nagle, niespodziewanie zmiana frontu i tekst: "zostańmy tylko przyjaciółmi, tak będzie najlepiej". I co to ma być ja się pytam? Chyba znalazł kogoś bardziej chętnego :) Niech i tak będzie. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć mu powodzenia w jego pozamałżeńskich podbojach :)

czwartek, 11 kwietnia 2013

Witajcie :)

I tak będę sobie tu pisać o tym wszystkim co mi się w najbliższych miesiącach przytrafi.
Ale też o tym co już przeżyłam, o ludziach których poznałam i innych ciekawostkach z mojego życia.
Mam nadzieję, ze będzie się Wam podobało :)  Zapraszam do komentowania, dyskutowania, przesyłania Waszych opowieści.
Chcę aby to miejsce stało się naszym wspólnym światem, bo wiecie, że bez Was moi Kochani mnie po prostu nie ma :)